jeśli się boisz już jesteś niewolnikiem
Dom soli i łez. Erin A. Craig. (30.34 zł najniższa cena z 30 dni) 30.34 zł 38.90 zł (-22%) W Ebookpoint znajdziesz: Jakiej śmierci najbardziej się boisz, autor: Natasha Natasha, wydawnictwo: Wydawnictwo JK. Produkt dostepny w formacie: Ebook. Pobierz i przeczytaj darmowy fragment.
Może tego się boi pan Grabiec - kontynuował Kukiz. - Weszło kilka ustaw rolnych, wkrótce wejdą ustawy konopne. Kolejna sprawa to sędziowie pokoju, którzy już wyszli z Kancelarii Prezydenta. Weszła też ustawa o wyrównanie świadczeń dla opiekunów osób niepełnosprawnych - wymieniał lider Kukiz'15.
Jeśli nie boisz się robienia tych pięciu rzeczy, to znak, że jesteś starą duszą. Według duchowych przewodników stara dusza to taka, która jest już u kresu wędrówki i wielokrotnie wracała na Ziemię. Ludzie ze starą duszą zachowują się inaczej niż inni. Może ty też do nich należysz?
Zadecydowaliście tak oboje. Podział obowiązków jest jasny. Idziesz do sklepu i boisz się, jeśli rachunek wyniesie więcej niż zazwyczaj, nawet jeśli ta różnica to kilkanaście złotych. Zastanawiasz się, czy nie wyjąć z koszyka paczki ciastek, kremu, którego właściwie „wcale nie potrzebujesz”. Wiele twoich potrzeb może
Tom - jeśli bierzesz kredyt godzisz się na granie zgodnie z ich regułami. Jeśli czujesz się na siłach i uważasz, że możesz ominąć różne pułapki (jak to się stało np. w przypadku kredytów frankowych) to tak możesz wziąć kredyt.
negara di sebelah timur madagaskar tts 111. Papież Franciszek, Władimir Putin. Foto: PAP/EPA REKLAMA Papież Franciszek powiedział, że jest gotów spotkać się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w Moskwie. Deklarację tę złożył w wywiadzie dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera”, opublikowanym we wtorek. Przyznał, że wciąż czeka na odpowiedź Putina i obawia się, że nie chce on teraz tego spotkania. Cały wywiad to dowód na to, że ten człowiek nic nie rozumie, co się na świecie dzieje. Putin jest najważniejszy W rozmowie z włoską gazetą papież poinformował, że po 20 dniach wojny na Ukrainie poprosił sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej kardynała Pietro Parolina o przekazanie Putinowi wiadomości, iż jest gotów pojechać do Moskwy. „Oczywiście konieczne było to, by przywódca Kremla +otworzył jakieś okno+. Nie otrzymaliśmy dotąd odpowiedzi i wciąż nalegamy, choć obawiam się, że Putin nie może i nie chce tego spotkania w tym momencie” – stwierdził Franciszek. REKLAMA Następnie dodał: „Jak można nie zatrzymywać takiej brutalności?”. „Do Kijowa na razie nie jadę” – wyjaśnił papież. Przypomniał, że wysłał na Ukrainę dwóch kardynałów: Michaela Czerny’ego i Konrada Krajewskiego. „Ale ja czuję, że nie powinienem jechać. Najpierw muszę pojechać do Moskwy, muszę spotkać się z Putinem. Ale ja też jestem księdzem, co mogę zrobić? Robię to, co mogę. Gdyby Putin otworzył drzwi…” – zaznaczył. Czyli papież chce rozmawiać z Putinem, który ma go w nosie, ale do Kijowa, gdzie go zapraszają i oczekują nie chce pojechać, bo „czuje, że nie powinien.” Dlaczego tak czuje? Można się domyśleć, że właśnie ze względu na Putina. Jak to mówią „jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem.” Rozmowa z Cyrylem Przywołując swoją marcową rozmowę wideo z patriarchą Moskwy i całej Rusi Cyrylem Franciszek stwierdził: „Przez pierwszych 20 minut z kartką w ręku przeczytał mi wszystkie usprawiedliwienia wojny. Słuchałem go i powiedziałem mu: +ja z tego nic nie rozumiem+”. „Patriarcha nie może stać się ministrantem Putina” – dodał. Papież potwierdził, że zaplanowane byłego jego spotkanie z Cyrylem 14 czerwca w Jerozolimie. „Ale teraz także on zgadza się, by się wstrzymać” – przyznał. Rozmowa z Orbanem Ujawnił też, co usłyszał od premiera Węgier Viktora Orbana podczas audiencji 21 kwietnia: „Kiedy go spotkałem, powiedział mi, że Rosjanie mają plan, iż 9 maja wszystko się skończy. Mam nadzieję, że tak będzie; zrozumiałoby się w ten sposób eskalację w tych dniach”. „Bo teraz to już nie tylko jest Donbas, jest Krym, Odessa, ale i odcięcie Ukrainy od portu nad Morzem Czarnym; wszystko. Ja jestem pesymistą, ale musimy zrobić, co możliwe, by wojna zatrzymała się” – zaznaczył papież. Czyli papież ma nadzieję, że wojna skończy się 9 maja chociaż jest przynajmniej częściowo świadomy, że to oznacza wielką eskalację działań w najbliższych dniach i śmierć kolejnych tysięcy. Szczekanie NATO Według Franciszka jednym z możliwych powodów rosyjskiej napaści na Ukrainę i postawy Putina mogło być „szczekanie pod drzwiami Rosji przez NATO”. „To złość; nie wiem, czy została sprowokowana, ale może tak ułatwiona” – dodał. Te słowa papieża to najwyraźniej próba usprawiedliwienia napastnika. Zła broń, a nie ludzie Wyznał, że nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy słuszne jest dostarczanie broni Ukraińcom. „Nie umiem odpowiedzieć, jestem za daleko – powiedział. – Jasną rzeczą jest to, że na tej ziemi wypróbowywana jest broń. Rosjanie wiedzą teraz, że czołgi na niewiele się zdają i myślą o innych rodzajach broni. Wojny prowadzi się po to, by wypróbować broń, jaką wyprodukowaliśmy”. „Tak było podczas hiszpańskiej wojny domowej, przed drugim konfliktem światowym. Handel bronią to skandal; niewielu go zwalcza” – zauważył. Przywołał opisywany przez prasę przypadek z Włoch: „Dwa albo trzy lata temu do Genui przypłynął statek z transportem broni, który miał zostać przeniesiony na wielki transportowiec, płynący do Jemenu. Pracownicy portu nie chcieli tego zrobić. Powiedzieli: myślimy o dzieciach z Jemenu”. „To mała rzecz, ale piękny gest. Powinno być wiele innych takich” – uważa Franciszek. Można odnieść wrażenie, że papież uważa, że to broń jest zła, że to broń zabija a nie ci, którzy jej używają. To typowe lewackie myślenie. Nawet słowem nie wspomniał, że napadnięty ma święte prawo do obrony, przy użyciu wszystkich możliwych środków, bo borni życia swojego, swojej rodziny czy swoich rodaków. Podsumowując słowa papieża: trzeba rozmawiać z Putinem, bo został zdenerwowany przez NATO; broń dla Ukrainy to wątpliwa sprawa; do napadniętych nie pojadę, ale chętnie udam się z wizytą do napastnika a w ogóle najlepiej to niech Putin szybko wygra na „Dzień Pabiedy” 9 maja. Papież Franciszek zawiesza działalność. Problemy zdrowotne nasilają się PAP REKLAMA
Po obejrzeniu relacji TVN-u z protestu w Londynie jestem wstrząśnięta. Jestem wstrząśnięta tym, w jaki sposób przedstawili Polaków na wyspach brytyjskich. Zrobili z nas osoby, które do Anglii przyjeżdżają nie po godniejsze życie, nie po pracę tylko po benefity. Uchwycili się tylko jednego słowa "benefit", o które wcale w proteście nie chodziło. Zastanawia mnie tylko fakt dlaczego ciężko zrozumieć, że Polacy chcą mieć równe prawa, ponieważ płacą podatki i są takimi samymi ludźmi jak inni mieszkańcy Wielkiej Brytanii. Naprawdę jestem w szoku, bo nie potrafię sobie wyobrazić jak czują się teraz Ci, którzy pracują po 15h, płacą podatki tylko po to, aby zapewnić rodzinie dobre życie. Skoro podatki płacą to świadczenia socjalne również im się należą i nie ma w tym nic złego. Dla sprostania nieprzyjemnych słów redaktorów postanowiłam pokazać prawdziwe chęci i wolę walki ludzi, którzy postanowili w proteście udział wziąć. Chcę Wam przekazać do wglądu wywiad z Jackiem Królem, w którym jest ogromna chęć walki o prawa, które należą się każdemu. Informuję iż to mój pierwszy przeprowadzany wywiad także proszę to wziąć pod uwagę. -Dzień Dobry! Cieszę się ogromnie, że zgodziłeś się na wywiad. Tym bardziej, że jeśli chodzi o ich przeprowadzanie dopiero zaczynam... Chciałabym abyś powiedział mi coś o sobie. Skąd jesteś, czym się zajmujesz i jakie masz zainteresowania.? - Witam, pochodzę z samego południa Polski, z Zakopanego. Do UK przyjechałem w Listopadzie 2005 roku. Niemal od razu znalazłem dorywcze zatrudnienie w handlu, a po krótkim czasie stałą posadę w branży 'piśmienniczej', w której pracuję do dziś. Obecnie jestem managerem na stoisku firm Parker i Waterman, w jednym ze sławnych londyńskich domów handlowych. Jacek, postanowił wziąć udział w proteście Polaków na ulicach Londynu? Co Cię do tego nakłoniło? - Pragmatyzm, oraz nutka urażonych uczuć patriotycznych. Nie rozumiem, dlaczego mielibysmy być gorzej traktowani od innych nacji zamieszkujących Wyspy Brytyjskie, a już zupełnie nie godzę się na obwinianie nas, Polaków, za 'cudze grzechy'. Co miał na celu protest Polaków w Londynie? Czy byłeś nastawiony optymistycznie na udział w nim, czy raczej obawiałeś się, że Twoja siła walki może być skrytykowana? -Nasz protest miał na celu podkreślenie faktu, że polska obecność w UK jest zgoła innej natury, niż ta, jaką odmalowują niekiedy brytyjskie media czy politycy. Szczególnie ostatnio, w związku ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, daje się odczuć atmosferę nagonki na Polaków, zapewne w ramach przedwyborczej walki o głosy. Mielibyśmy rzekomo wyzyskiwać system socjalny Wielkiej Brytanii. To naturalnie bzdura. Drugi, nie mniej istotny powód naszej demonstracji, to okazanie solidarności z naszym rodakiem, zaatakowanym niedawno przez grupę chuliganów, jedynie dlatego, iż na jego kasku od motoru widniała flaga Polski. Tego typu rasistowski incydent nie ma racji bytu w państwie prawa, takim jak Wielka Brytania. Co do krytyki mojej postawy, nie obawiałem się jej, gdyż byłaby bezzasadna. Skąd w Tobie ta siła walki? Skąd pomysł, aby walczyć o to co nam się należy? Jak wspomniałem wcześniej, to zwyczajny pragmatyzm – dlaczego mam pozwalać, by było mi gorzej, skoro może mi być lepiej? Czy Polacy mogą stracić na tym, że ich pozycja w UK, jako grupy etnicznej i zawodowej, się poprawi? Dochodzi do tego przywiązanie do symboli narodowych i solidarność z rodakami, oraz najzwyczajniejszy sprzeciw wobec ludzkiej bezmyślności i możemy pozwolić, by zrobiono z nas marionetki w grze politycznej czy kozły ofiarne, na które wygodnie można zrzucić winę, bo przecież nie mają nic do powiedzenia... Czy myślisz, że demonstracja coś dała? Czujesz,że zrobiłeś dobrze? Tak, czuję, że postapiłem właściwie. Niemniej, nie uważam, że jedna demonstracja od razu wszystko zmieni. To będzie długotrwały proces, i konieczne będą kolejne akcje. Ludzka mentalność jest oporna na zmiany, a raz wyrobiony światopogląd ciężko obalić. Myślę – mam nadzieję – że to początek procesu, i tylko od nas, Polaków w UK, należy pokierowanie owym procesem ku obopólnej korzyści, naszej i gospodarzy. Jak pewnie wiesz, bo również należysz do grupy Polish Friends na portalu facebook są ludzie, którzy nie popierali tego protestu. Krytykowali i twierdzili, że to nic nie da. Uważasz, że po prostu brak odwagi w tych ludział wzbudził takie anty zachowania? Niekoniecznie brak odwagi, raczej krótkowzroczność, być może dawka życiowego pesymizmu. Uważam, że ci ludzie mylą się. Jedna manifa wiosny nie uczyni, niemniej ów przysłowiowy pierwszy krok został własnie zrobiony. Warto pamiętać, że nic, o co naprawdę warto walczyć, nie przychodzi łatwo. Komu w końcu powinno zależeć na wizerunku Polaka, jako kompetentnego, wykfalifikowanego pracownika, gotowego na wyzwania Brytyjskiego rynku pracy niekiedy lepiej, niż sami Brytyjczycy? A kto najbardziej straci, jeżeli ów wizerunek będzie zgoła odmienny? Czy na koniec chciałbyś coś powiedzieć do tych, którzy boją się bądź nie chcą walczyć o prawa nie tylko swoje, ale w przyszłości swoich dzieci, swoich rodzin? Czy masz jakieś życiowe motto, które pcha Cię do przodu? Moja mama mawia: 'Nie rób nic – nie będzie nic'. To świetnie pasuje do obecnej sytuacji, i niestety podsumowuje postawę niektórych osób z grupy Polish Friends (i nie tylko). A tymczasem trzeba sobie postawić jedno zasadnicze pytanie: Czy warto walczyć o godność Polaka i Polski na obczyźnie? Każdy, kto odpowie na to pytanie twierdząco, powinien był się stawić na manifestacji, o ile tylko miał taką możliwość. Musimy zacząć mocniej zaznaczać swoją obecność - w pozytywny sposób – w UK. Zrzeszać się. A przede wszystkim brać udział w życiu politycznym kraju, głosować. Myślę,że teraz każdy z nas powinien zastanowić się zanim zacznie krytykować. Bo przecież Ci ludzie walczą także o nas. Ja z całego serca im za to dziękuje !
Słowa z kampanii Grzegorza Brauna odsłaniają pewną prawdę o naszym życiu osobistym, społecznym, ale także religijnym. Bardzo często boimy się manifestować swojej wiary i to mimo faktu, że nie grozi nam za to więzienie, tortury lub śmierć. To wszystko natomiast było udziałem choćby chrześcijan pierwszych wieków czy wyznawców Chrystusa w różnych państwach totalitarnych, nieraz komunistycznych. Nasze działanie może spotkać się najczęściej co najwyżej z wyśmianiem, ale okazuje się, że to współcześnie jest dla wielu nie do zniesienia. Potrzeba więc najpierw przezwyciężyć strach przed wyszydzeniem. Ci, którzy nim się kierują, są tak naprawdę niewolnikami opinii innych ludzi, których mają często za zagubionych, kierujących się ideologią, nierozsądnych. Mimo to lękają się o to, co ci powiedzą. Jest to postawa całkowicie nieracjonalna, wynikająca tak naprawdę z braku przekonania, co do słuszności własnych działań i poglądów. Gdyby katolicy byli bardziej pewni tego, co głoszą, mogliby stanąć przed wielkim zgromadzeniem, jak pierwsi Apostołowie, i przemawiać z całą mocą. Ostatecznie więc okazuje się, że strach bierze się z wątpliwości, a te z niewiary. Najpierw trzeba więc uwierzyć, a to oznacza odrzucić wszelkie wahanie, iść do przodu, nie cofać się ani o krok. Tak postępują wrogowie wiary i polskości, którzy nie mają skrupułów i nie przystają co chwila, by zastanowić się, czy czasem nie za działają za ostro. W ten sposób, choć jest ich mało, przez zamieszanie jakie sprawiają, przez swoją arogancję i butę, utwierdzają innych w przekonaniu, że racja musi być po ich stronie. Trudno dziwić się zresztą temu, skoro ich adwersarzami są osoby, które mówią o świętościach, a boją się nawet zabrać głos w ich obronie. Potrzeba dzisiaj ludzi stanowczych, którzy mają odwagę powiedzieć „dość” i nie patrzą na to, czy ktoś nazwie ich fanatykami. Czas zdać sobie sprawę, że za to całe zło, które dzieje się w Polsce i w Kościele, nie odpowiadają inni, ci źli, ale Polacy i katolicy, którzy nie zrobili dość, aby temu zapobiec. To na nich, to znaczy na nas, na każdym kto czyta te słowa, spoczywa odpowiedzialność za to, że jest właśnie tak, a nie inaczej. Inaczej nie będzie dopóki nie zrobimy czegoś, aby było inaczej. Zrobić coś, to w pierwszym rzędzie powiedzieć głośno: „nie zgadzam się”, „nie zgadzam się na nikczemność, na takie konkretne działanie, na takie konkretne myślenie, na to, by tacy konkretni ludzie, uczyli i kierowali innymi. Można to powiedzieć najpierw do samego siebie, potem do żony/męża, do dzieci, do przyjaciół, napotkanych osób. Można to napisać w artykule, na Facebooku, na stronie. To jest niewiele, ale to już jest coś, bo wielu przez lata tłamsi to w sobie. Wydaje im się, że tak być musi, że nie powinni, że sami mają wiele na sumieniu. Nie można jednak się wahać. Jeśli trzeba, należy napiętnować własną nikczemność, własne działanie i własne myślenie, ale po to, aby je zmienić i zażądać tego od innych, odpowiedzialnych za wychowanie, za powierzone sobie osoby. Następnie można poszukać tych, którzy także powiedzieli „nie zgadzam się”, dołączyć do nich, albo zorganizować własną grupę. Bo jeden człowiek inaczej myślący to zawsze wariat, ale grupa – to już lobby. Szukać sojuszników, których łączy wspólny cel pomimo różnic. Pamiętać, że podziały nas osłabiają. Niestety i tutaj nasi wrogowie są dla nas wzorem – dużo łatwiej przychodzi im je pokonywać: „Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości” (Łk 16,8). W końcu trzeba podjąć wspólne działanie. Nie chodzi o to, aby od razu zbawiać świat, ale o to by wytyczyć cele dalsze i bliższe, dążyć do nich i je osiągać – to już jest budowanie czegoś, co będzie procentowało. Wciąż za mało cenimy pracę u podstaw, myślenie perspektywiczne, powolny ale mozolny marsz przez instytucje. Tego zaś znowu uczą nas przeciwnicy, którzy potrafią patrzeć daleko do przodu. Żadne działanie na hurra!, tu i teraz, choćby dokonane największym nakładem sił, nie jest warte tyle, co mała inicjatywa, ale pomyślana na lata. Jeżeli podobają Ci się materiały publicystów portalu wesprzyj budowę Europejskiego Centrum Pomocy Rodzinie im. św. Jana Pawła II poprzez dokonanie wpłaty na konto Fundacji SOS Obrony Poczętego Życia: 32 1140 1010 0000 4777 8600 1001. Pomóż leczyć ciężko chore dzieci.
Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, Maryi; Lb 6,22-27; Ps 67, Ga 4,4-7; Hbr 1,1-2; Łk 2,16-21; Winnica 1 stycznia 2017 roku. Jezus zapytał kiedyś swoich uczniów za kogo Go uważają. Za kogo uważają Go ludzie i za kogo uważają Go oni sami. Odpowiedź na pytania “Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?” Ma znaczenie fundamentalne i dlatego chcę je zadać teraz – na początku Nowego Roku. Zatem pytam: “Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?” Chcę jednocześnie prosić, by odpowiedź nie sięgała do katechizmu, do teologii, do twierdzeń typu: “Prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, wcielony Syn Boży, Mesjasz, Odkupiciel, Zbawiciel.” Ważne jest to, by mieć tu właściwe odpowiedzi i wszystko dobrze poukładane, ale mi chodzi, by odpowiedź była bardziej “po sercu”. “Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?” Jest bliski czy daleki? Znany czy nieznany? Budzący strach czy zaufanie? Przyjazny czy wrogi? Ważny czy obojętny? Co czujesz, gdy o Nim myślisz? Jakie uczucia się rodzą w tobie? Odpowiedz na te pytania dają prawdziwszą odpowiedź na pytanie: “Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?” To tak jak z rodzicami. Ktoś może wskazując na naszych rodziców zapytać: “Kto to jest dla ciebie?” Odpowiedź “ojciec” czy “matka” jest formalnie prawidłowe, ale ważniejsze jest to “od serca”. Jeden ojciec może być taki a drugi inny. Jedna matka budzić najpiękniejsze uczucia a wspomnienia o innej mogą być dla kogoś bardzo trudne. Dlatego “od serca” zapytaj samego siebie: “Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?” Dlaczego tak to drążę? Dlatego, że Jezus pragnie głębszej relacji niż tylko formalnego uznania, że On jest Bogiem a my ludźmi, On jest stwórcą a my stworzeni, On na górze a my na dole. On tam a my tu. Dzisiejsze czytania bardzo mocno objawiają to Boże pragnienie, by być bliskim człowieka “po jego sercu”. W Liście do Galatów czytamy: “A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.” (Ga 4,7) Bóg chce mieć synów a nie niewolników. Tymczasem w naszych relacjach do Boga jest wiele zachowań niewolnika. Na zewnątrz może wszystko wyglądać porządnie – oto posłuszny Bogu, pilnie zachowujący wszystkie zasady i normy katolik. Zapytajmy jednak z czego rodzi się to posłuszeństwo i z czego wynika owa pilność? U jednego może to wynikać z oddania i synowskiej miłości, zaś u drugiego z przymusu i strachu. W jednym i drugim przypadku Bóg jest zupełnie kimś innym. Gdy myślimy o chrześcijaństwie to musimy sięgać głębiej niż zewnętrzne posłuszeństwo, przestrzeganie przykazań, wypełnianie przepisów i zasad. Bóg pragnie bliskości. On nie chce armii zdyscyplinowanych niewolników, On chce Synów, chce tworzyć rodzinę. Serce jest wolne. Zawsze wolne. Nie nakażesz sercu kochać, ani nie zmusisz, by kochać przestało. Co zatem możemy zrobić, by pokochać Boga, by stał się nam bliski, by był ojcem a my synami? Droga do tego prowadzi przez poznanie Boga. Gdy poznasz co On dla ciebie zrobił, gdy spotkasz się z jego miłością, wtedy zrodzi się miłość. Jak konkretnie możemy się spotkać? Są trzy drogi, trzy źródła. Pierwsze to Słowo Boże – czytaj Ewangelię, zgłębiaj Pismo Święte. Tam poznajesz Boga i Jego miłość. Drugie to modlitwa. Jeśli chcesz poznać Boga to zacznij się modlić. Mówię “zacznij”, bo być może jeszcze nigdy się nie modliłeś. Może odmawiasz modlitwy, ale nie wkładasz w to ani myśli, ani serca. Spełniasz przykazania a Bóg chce czegoś więcej. Trzecie to sakramenty. Jeśli chcesz wejść w bliskość Boga to dbaj o życie sakramentalne. A życie sakramentalne to coś więcej niż zaliczenie spowiedzi i Komunii na święta, wymuszone przez przykazanie. Droga do bliskości prowadzi przez poznanie Boga. Poznajemy Go w Słowie Bożym, modlitwie i sakramentach. Można jednak to wszystko odwrócić. Powiedzieć tak: Nie czytasz Ewangelii, niedbale się modlisz, zaniedbujesz sakramenty? To nigdy nie spotkasz się z Bogiem, nigdy Go nie poznasz, nigdy nie pokochasz. Może będziesz pilnym katolikiem zachowującym przykazania, ale twoje serce będzie daleko od serca Boga. A Bóg nie chce mieć niewolników, On chce mieć kochających synów. Nowy Rok to często czas postanowień. Może jest to także czas na podjęcie naszych postanowień wobec Boga? Jeśli Go nie kochasz to nie możesz postanowić, że zaczniesz kochać – to jest niemożliwe – serce nie sługa. Możesz jednak postanowić, że wejdziesz na drogę spotkania i poznania – Bożego Słowa, modlitwy i sakramentów. Gdy Boga spotkasz i poznasz, to i pokochasz. Przestaniesz być niewolnikiem, staniesz się synem. Masz chęć coś napisać? Zrób to, proszę! Komentarze są dowodem, że ktoś to czyta a jednocześnie Google na to patrzy i swoim rozumkiem dedukuje, że musi być to wartościowa strona i trzeba ją dać wyżej w wynikach wyszukiwania – to pozwala łatwiej dotrzeć do innych czytelników.
jeśli się boisz już jesteś niewolnikiem